sobota, 5 października 2013

IRONMAN- Hawaje... Niemożliwe staje się możliwe.

3,9 km pływania
180 km jazdy na rowerze
42 km biegu
Limit: 17 godzin.

Już za kilka dni, jak co roku w październiku w hawajskim mieście Kona na wyspie Big Island odbędą się Mistrzostwa Świata Ironman. Najbardziej prestiżowe zawody z cyklu Ironman.

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co czują osoby które ten dystans ukończyły.
Ból, łzy, radość, zmęczenie.
Ironman to nie jest wyścig.
Ironman to codzienne treningi. Poświęcenie czasu, siły, całego siebie dla czegoś, co na pierwszy rzut oka nie przynosi wymiernych korzyści.
Ironman to sposób życia. 
Same zawody, dobiegnięcie do mety, jest tylko zwieńczeniem setek dni ciężkiej, czasami katorżniczej pracy.

Jestem na samym początku tej drogi i sama jeszcze nie wiem jak daleko zajdę. Na ile starczy mi motywacji i samodyscypliny. 
Wiem jedno... 
ANYTHING IS POSSIBLE! 
Wszystko zależy tylko i wyłącznie ode mnie.
Może będę potrzebować 5 lat, może 10, a może 20...
ale mocno wierzę w to że mi się uda.

Nie ma takiej rzeczy, której człowiek nie jest w stanie dokonać. Potrzebna jest tylko silna wola, gotowość na poświęcenia i brak lęku przed przełamywaniem własnych barier. 

Dla niektórych ludzi przebiegnięcie maratonu to szczyt szaleństwa. Prawdziwi ludzie z żelaza, zanim ruszą na trasę maratonu mają do pokonania:
prawie 4km w wodzie (ponad 150 długości standardowego basenu rekreacyjnego) i 180 km na rowerze.
Kilkanaście godzin morderczego wysiłku.

PO CO?
Odwieczne pytanie.
Po co? Dlaczego tak się katować? Jaki sens ma dążenie do czegoś co daje "jedynie" satysfakcję? Żadnych materialnych korzyści. 

Chęć sprawdzenia się.
Chęć przełamania swoich granic.
Chęć udowodnienia sobie czegoś.

Ciężko to wytłumaczyć.

W minione wakacje po prostu poczułam że muszę coś zmienić w swoim życiu. Choć pozornie wszystko układało się zgodnie z planem (wymarzone studia itp.), czułam że coś jest nie tak. Czegoś mi brakowało. 
Postawa ludzi zajmujących się triathlonem niesamowicie mi zaimponowała i zainspirowała mnie. Doszłam do wniosku że skoro oni tak potrafią, to dlaczego ja nie mogłabym spróbować? 
Z każdym dniem, coraz silniej czuję jak wspaniałą decyzje podjęłam, wywracając swoje życie do góry nogami.
Kiedy ktoś mi się pyta "dlaczego?", zawsze odpowiadam: "Dlaczego nie?" 
To dopiero początek, ale podobno zacząć to połowa sukcesu :)  

6 razy w tygodniu wstaję o 4.30, żeby dojechać na 5.45 na basen. 
1,5 godziny w wodzie.
Oprócz tego minimum 4 razy w tygodniu chodzę na spinning i minimum 3 razy w tygodniu na zajęcia ogólnorozwojowe typu: Body bar, Heavy ball, Ball Shape itp. 
Cudowny klub CityZen stał się ostatnio moim drugim domem. 
To wszystko wplatam w pozostałe codzienne obowiązki. 
Nie jest łatwo i już nigdy łatwiej nie będzie.
Jeśli chce się osiągnąć rzeczy których nigdy wcześniej się nie osiągnęło, trzeba robić rzeczy których nigdy wcześniej się nie robiło.

Podczas Ironmana większość ludzi walczy ze sobą, a walka ze sobą to najtrudniejsza z batalii jaką przychodzi nam stoczyć.

Jeśli macie czas, obejrzyjcie te filmiki.
Wszystkie są naprawdę niesamowite.
Oglądając te relacje zobaczycie, że podczas zawodów Ironman...
...niemożliwe, staje się możliwe. 




Historia Scotta Goodfellow, który traci przytomność podczas biegu. Upada. Mimo to podnosi się, kontynuuje dystans i dobiega do mety. 

"THERE IS NO 'CANT' IN IRONMAN!" 

"You can quit and they don't care, but you will always know."



"Wiśniówka" na torcie:
Mój najukochańszy film związany z Triathlonem. 
Relacje profesjonalnych zawodników, startujących na Hawajach po to aby wygrać i stanąć na najwyższym podium.
Chrissie Wellington i Craig Alexander są po prostu moimi idolami #1 ♥ 

Relacje amatorów, ludzi których jedynym rywalem jest ich własna psychika.
Ludzi którzy nie mają własnych sponsorów, prywatnych trenerów i poza codziennymi treningami muszą prowadzić normalne życie.
Triathlon to drogi sport, dlatego tym bardziej podziwiam ludzi, którzy poświęcają swój czas i swoje prywatne pieniądze, po to aby sięgnąć po coś co jest przeznaczone tylko dla tych najbardziej wytrwałych:
po tytuł Ironmana.



Wszyscy Ci ludzie mają jeden cel: pokonać siebie i przekroczyć metę nim minie północ.

Historia Tary Costa która zrzuciła 70kg (!!) i stanęłam na mecie hawajskich MŚ Ironman.

 Lew Hollander 81 letni (!!) mężczyzna, po raz 22 bierze udział w zawodach IM. Powiedział, że jeśli nie ukończy dystansu, to będzie jego ostatni start. Stanął na mecie po raz 23 :)

Teri Griege, walcząc z dystansem Ironman, jednocześnie walczy z nowotworem.

Merrill Schwartz 71 letni mężczyzna, pod koniec biegu wielokrotnie się przewraca. Ledwo biegnie i po tych kilkunastu godzinach wysiłku ma problemy z utrzymaniem równowagi. Mimo to nie poddaje się. Walczy do końca. Chce ukończyć ten dystans bo jak sam mówi, nigdy nie rezygnuje z tego co sobie postanawia. Kolejny raz udało mu się dotrzymać obietnicy.

Są ludzie, którzy do 50 roku życia KOMPLETNIE nie potrafili pływać! 
W wieku 70 lat mają za sobą już kilka ukończonych pełnych Ironmanów.

Takich i podobnych historii są setki, jeśli nie tysiące. 

Jak tu nie wierzyć w to że nie ma rzeczy niemożliwych? :)

Wszystkie te osoby to bohaterowie. 
Prawdziwi ludzie z żelaza.
Oni są moją inspiracją.











środa, 25 września 2013

Charlie

Obejrzałam właśnie jeden z najbardziej niezwykłych filmów:
Charlie
(The Perks of Being a Wallflower)

Niezwykły... idealne słowo.
Film nie jest ani zabawny, ani smutny. Nie jest przerażający, czy szokujący. 
Urzekł mnie.
Może dlatego że nie czytając o czym jest, po prostu usiadłam w fotelu i włączyłam pierwszy z brzegu film dostępny w usłudze VOD. 
Nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie czytałam opisu, zaczęłam oglądać.

Świetna ścieżka dźwiękowa: 
Muzyka w tym filmie idealnie oddaje emocje. Polecam przesłuchać cały soundtrack. 
Rzadko zdarza mi się obejrzeć film, zanim przeczytam książkę. Tym razem zaryzykowałam. 
(Jeszcze dziś w drodze na trening wstąpię do księgarni po egzemplarz.)

Genialna gra aktorska Logan'a Lerman (tytułowy Charlie). W zasadzie słowo "genialna", w tym konkretnym przypadku brzmi zbyt banalnie. Lerman zagrał według mnie rolę swojego życia. Mimo iż jest młodym aktorem, naprawdę wysoko postawił sobie poprzeczkę. Pokazał niezwykły talent, wrażliwość i dojrzałość.
Charliego nie da się nie lubić. Czarujący, tajemnicy. Ma w sobie coś magicznego, coś co przyciąga. Dawno nie widziałam tak świetnej roli, zagranej przez aktora młodego pokolenia.

Do tego piękna Emma Watson jako Sam. Udowodniła że ma talent i nie jest aktorką tylko jednego filmu (czyt. Harry Potter). Niezwykle charyzmatyczna i wyrazista.

Wielkie ukłony należą się również Ezra Millerowi w roli Patricka. Niesamowicie wczuł się w graną przez siebie postać. Gdybym miała wybierać, to z całej trójki to on byłby pewnie moim najlepszym kumplem ze szkolnej ławki. Uwielbiam takich kolorowych i nietuzinkowych ludzi :)

Cała trójka zagrała świetnie. Wciągnęli mnie w swój świat. 
Żałuję tylko że film obejrzałam w porze obiadowej. Co chwilę ciszę i skupienie rozpraszał mi hałas dobiegający z ulicy. 
Polecam oglądać ten film w spokoju, wieczorem, a najlepiej w samotności.
Skłania do przemyśleń, mimo iż na pierwszy rzut oka wydaje się banalny. 
Może nie jest to produkcja z cyklu tych ponadczasowych, ale z pewnością na długo utkwi on w mojej pamięci.
Wielu rzeczy trzeba się domyślać. Nie wszystko jest powiedziane wprost, a niektóre fakty musimy sobie wręcz sami dopowiadać. 
Niby standardowy film o amerykańskiej młodzieży. 
High school. 
Szafki. 
Stołówka z podziałem na strefy. 
Jest w nim jednak coś co wyróżnia go z tego rodzaju historii.

Nic chcę nikomu zepsuć tego filmu, więc na tym skończę, mimo iż czuję że mogłabym jeszcze długo pisać.
Jestem pod wrażeniem i gdy pojawiły się napisy końcowe na chwilę odebrało mi mowę. Nadal nie jestem do końca pewna co o tym wszystkim myśleć, ale skoro film wzbudza emocje i skłania do refleksji to w moim zdaniem jest naprawdę wart obejrzenia.

Każdy z nas na pewno miał choć raz w życiu taki moment że poczuł się nieskończonością... Niesamowite uczucie.
Najważniejsze to spotkać właściwych ludzi, we właściwym czasie. 
Takich ludzi dla których jesteśmy wyjątkowi i przy których nie musimy się niczego wstydzić. 
Ludzi którzy zaakceptują nas takich jakimi jesteśmy.
Nie ma znaczenie długość znajomości.
Liczy się ta więź, którą da się wyczuć.  
Nigdy nie pozwólcie zniknąć osobom z którymi poczuliście się szczęśliwi i wolni... Nigdy.

Prawdziwi przyjaciele to skarb.


środa, 18 września 2013

Triathlon... DZIEŃ #1

Długo patrzyłam z boku.
Uczestniczyłam we wszystkich przygotowaniach Fryty do zawodów.
Kibicowałam wiernie i w pełni akceptowałam ciągłe treningi.
Czasami nie widziałam swojego chłopaka przez kilkanaście dni i nic na to nie mogłam poradzić. Jednostki treningowe musiały być odhaczone według planu. Kino może poczekać.
Patrzyłam, patrzyłam i z każdym dniem czułam że coraz bardziej staje się członkiem tego pokręconego świata.
Najpierw zaczęłam chodzić z Frytą na basen. Szybko pokochałam te zajęcia, bo są one naprawdę świetnie prowadzone. Poza tym wychodząc z basenu rano, po 1,5 godziny pływania, dzień od razu wydaje się piękniejszy.
Trochę biegaliśmy (a raczej truchtaliśmy, bo moje tempo należy do tych z zakresu spacerowego!)
W końcu stało się to, co wisiało w powietrzu od dłuższego czasu.


Oficjalnie dołączyłam do projektu BE3 :) 

Trzymam w ręce karnet.
Pod okiem zawodowców z klubu CityZen zaczynam swoją przygodę z triathlonem.
Marcin Frąszczak (Fryta) zaraził mnie swoją pasją i swoją determinacją.
Wszyscy z otoczenia ostrzegają mnie że "rzucam się na głęboką wodę", bo zaczynam praktycznie od zera (Fryt zaczynając był miliooooon razy bardziej wysportowany, no i nie miał sylwetki klopsika jak ja :P)
Kompletnie mnie to nie zraża.
Chcę zmienić swoje ciało i zahartować umysł.
Na razie kazano mi się skupić głównie na pływaniu i na rowerze.
O bieganiu mam zapomnieć, póki nie zrzucę zbędnych kilogramów. Dodatkowe kilogramy to dodatkowe obciążenie dla stawów.
Ufam ekipie CityZen bo są to naprawdę 100% profesjonaliści.
Zapewne co jakiś czas będę się z Wami dzielić moimi postępami.
Jestem podekscytowana, ale i lekko przerażona, bo patrząc na Marcina i jego znajomych z klubu widzę jak bardzo silnym psychicznie trzeba być, aby pokonywać samego siebie. Bo o to chodzi w tym sporcie. Walczysz dla siebie. Walczysz aby udowodnić sobie że możesz, że dasz radę.



Frąszczu, przekazując mi karnet uśmiechnął się i powiedział: 
"Teraz nie możesz mi zrobić wstydu! Nie zawiedź mnie". 

No i nie mam już wyjścia. Co jak co, ale mojego Fryty zawieść nie mogę :)



Mój cel: 
LOTTO POZnan* Triathlon 2014
Dystans krótki- 1/4 Ironman:
pływanie 950 m
rower 45 km
bieg 10,55km
Limit czasu: 4 godziny.
Zostało mi 310 dni...



P.S. Dołączam link do wywiadu z Bogumiłem Głuszkowskim, szefem klubu CityZen. To on, trochę ponad pół roku temu porwał mi chłopaka i zaraził go pasją do triathlonu. Teraz ta choroba przeszła na mnie :D Niezwykle inspirujący człowiek.

http://www.kibicpoznanski.pl/sport-amatorski/147-bogumil-gluszkowski-triathlonista-trener-dyscyplina-daje-wolnosc.html?fb_action_ids=10200916515087853&fb_action_types=og.likes&fb_source=other_multiline&action_object_map={%2210200916515087853%22%3A716445918372475}&action_type_map={%2210200916515087853%22%3A%22og.likes%22}&action_ref_map=[]

NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH!!!!!
SĄ TYLKO TE TRUDNIEJSZE DO OSIĄGNIĘCIA :)


sobota, 14 września 2013

TVN "Lekarze" S03E01

W tym poście nie mam zamiaru pisać na temat samego serialu "Lekarze". Nie chcę oceniać czy jest on ciekawy, wartościowy, nudny, tandetny, bo zapewne każdy ma na ten temat swoje zdanie.
Obejrzałam najnowszy odcinek 3 sezonu i poza całą medyczną (pseudomedyczną) otoczką, jeden fragment tego odcinka skłonił mnie do refleksji...

Jeśli czyta tego posta ktoś kto lubi ten serial, a nie oglądał jeszcze 1. odcinka 3 serii, to polecam zamknąć mojego bloga, udać się do serwisu tvnplayer i najpierw obejrzeć odcinek!
Żeby potem nie było że nie ostrzegałam... chyba że ktoś woli z góry widzieć co się wydarzy :)

Zanim zacznę, chciałabym opisać całą sytuację, tak żeby każdy wiedział o co właściwie chodzi.
Dla leniwych, którym nie chce się czytać, podaję link:
http://tvnplayer.pl/seriale-online/lekarze-odcinki,981/odcinek-1,S03E01,21710.html
Scena od  28:54!

Beata [lekarka, anestezjolog] siedzi w kawiarni i czyta książkę. Przy innym stoliku młody mężczyzna dość uporczywie przygląda się naszej bohaterce. Po chwili podchodzi do stolika Beaty i pyta:
-Przepraszam, można się dosiąść? Tam [wskazując na swój stolik] strasznie świeci słońce.
-W porządku możemy się zamienić, nie ma problemu.
Beata zaczyna pakować swoje rzeczy.
-Nie! Nie! Proszę zostać.
Mężczyzna przysiada się do stolika Beaty i mimo jej niezbyt zadowolonej miny dodaje:
-Co to za książka?
Beata zamiast odpowiedzieć, nonszalancko pokazuje jemu okładkę z tytułem "O śmierci i odrodzeniu".
-Można?- pyta mężczyzna.
Beata podaje mu książkę.
Nieznajomy przerzuca kartki, po czym dodaje ironicznie:
-Co można ciekawego napisać o śmierci? Koniec. Biała ściana i już.
Beata lekko poirytowana odpowiada:
-No widzi Pan, a niektórzy wierzą że jest coś dalej.
-Ten facet [autor książki] tak twierdzi?
-No, na przykład on.
-To musi się nieźle sprzedawać wśród umierających.
-A to już Pana punkt widzenia- mówi wyraźnie zdenerwowana Beata.
-A jaki jest Pani?- pyta nachalnie mężczyzna
-Co? Punkt widzenia?
-Tak.
-Że można się do tego jakoś przygotować.
-Ale po co?
-Żeby się mniej bać.
-Ale każdy się boi umierać.
-Przepraszam, ale Pan unika słońca, czy szuka towarzystwa?
Chłopak uśmiecha się, po czym wstaje i w geście powitalnym, podając rękę, mówi:
-Przepraszam, nie przedstawiłem się. Filip.
Beata nie reaguje na wyciągniętą dłoń i z wyraźną niechęcią odpowiada:
-Super, ok.
Po czym wstaje i szybko zbiera się do wyjścia.
Mężczyzna próbuje ją zatrzymać:
-A może jeszcze jedna kawa?
-Nie, dzięki.
-Albo coś Pani zje?
-Nie, dziękuję muszę lecieć.
Beata pakuje swoje rzeczy i wyciąga pieniądze żeby zapłacić za kawę. Jest rozdrażniona i ewidentnie nie ma ochoty na dalszą rozmowę z nieznajomym.
Ten spokojnym, ale lekko błagalnym tonem dodaje:
-Proszę zostać.
-Słucham? - pyta rozbawiona tą prośbą młoda lekarka.
Chłopak uśmiecha się i dodaje:
-Proszę zostać, to dla mnie ważne.
-Długo Pan wymyślał ten bajer?
Chłopak marszcząc czoło, pyta zaskoczony:
-Jaki bajer?
Beata wyśmiewa go, a on z poważną miną dodaje:
-Ja po prostu nie chce zostać sam.
-Chryste. Podryw na ofiarę losu? Świetnie. Dziękuję, ale nie jestem zainteresowana.
-Ale ja Pani nie podrywam.
Beata wyprowadzona z równowagi, odpowiada:
-To tym gorzej. Do widzenia.
Po czym pospiesznie wychodzi z kawiarni.

Pod koniec odcinka, czyli de facto tego samego dnia, na stół operacyjny trafia samobójca. Skok z wysokości. Beata szykując pacjenta do operacji rozpoznaje w nim nieznajomego z kawiarni.

Młoda Pani anestezjolog obwinia się, być może słusznie, za to że nie została z tym mężczyzną. Może rozmowa z nim odwiodła by go od próby samobójczej? Może gdyby tylko została te kilka minut dłużej on miałby szansę porozmawiać z kimś i dzięki temu inaczej spojrzałby na swoje problemy?
Może...
...a może tak naprawdę ten nieznajomy miał wobec Beaty złe zamiary? Może chciał ją zgwałcić, albo skrzywdzić? Nie nadaremno rodzice nas uczą by nie rozmawiać z nieznajomymi.

Tak naprawdę nie wiemy nic.

Każdego dnia mijamy setki ludzi. Być może wśród nich jest osoba która potrzebuje pomocy?
Być może właśnie nieświadomie spojrzeliśmy na kogoś kto sięgnął osobistego dna i nie bardzo wie jak się podnieść?

Nie jesteśmy jasnowidzami. Nie potrafimy czytać w myślach. Nie możemy też martwić się o los wszystkich załamanych ludzi tego świata.
Ale czy nie zdarzyło się Wam, że ktoś poprosił Was o pomoc?
Konkretny sygnał.
POTRZEBUJĘ POMOCY!
Ile razy rzuciliście wszystko, zatrzymaliście się na chwilę i faktycznie zostaliście z taką osobą?
Nie mam czasu.
Spieszę się.
Teraz nie mogę.
Pogadamy jutro.
Idź do ... On/ona Ci pomoże.

Sama się zastanawiam... a co jeśli jutra nie będzie? Co jeśli osoba która prosi o pomoc, potrzebuje jej tu i teraz. 
Nie, jutro. 
Nie, za chwilę. 
TERAZ!
Czasami wystarczy zwykła rozmowa. Kilka słów, a nawet samo przebywanie z daną osobą. Żal nam pięciu minut, a dla kogoś to może być ostatnie koło ratunkowe przed jeszcze gorszym upadkiem. 
Wszyscy się gdzieś spieszą. Jesteśmy ciągle w biegu i zapominamy o tym, że dookoła są inni ludzie.

Inne osoby zaczynamy doceniać dopiero gdy sami ich potrzebujemy. Może warto rozejrzeć się czasami dookoła i zobaczyć czy tuż obok nas nie ma kogoś komu jesteśmy w stanie pomóc?
Pomoc to nie tylko kwestia materialna. Najczęściej wystarczy sama obecność drugiej osoby. 


Nie bójcie się prosić o pomoc! Jeśli większość znajomych odwróci się plecami, zweryfikujecie naprawdę wartościowych ludzi.
Nie bójcie się pomagać! Osoba, która potrzebuje wsparcia sama Wam da do zrozumienia czy chce pogadać, wyjść na imprezę, czy posiedzieć w milczeniu. 

Często w życiu jest tak, że duża grupa znajomych z którymi spędzamy czas codziennie, nagle w obliczu poważniejszych problemów zaczyna się zmniejszać. Kiedy Ty kompletnie tracisz chęć do rozmowy z kimkolwiek, chwilowo odcinasz się, większość osób po prostu się ulatnia. Zostają tylko Ci najprawdziwsi przyjaciele. Tylko oni są na tyle wytrwali żeby mimo Twojej powierzchownej obojętności, być przy Tobie i razem z Tobą przeczekać te gorsze chwile.

Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować wszystkim którzy kiedykolwiek (a zwłaszcza w te wakacje!) poświęcili choć 10 sekund swojego życia dla mnie. Zabrałam Wam cenny czas, którego nie jestem w stanie Wam oddać, ale pamiętajcie:
dobro zawsze wraca ♥ 
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". 
Święte słowa :)


Nie odmawiajcie (zwłaszcza) bliskim Wam osobom pomocy! 

Nigdy nie wiecie kiedy to Wy będziecie jej potrzebować.


PS. Chwilę po opublikowaniu tego posta, jako komentarz bliska mi osoba (ściskam Cię mocno Karolina i dziękuję że jesteś!) wysłała mi ten filmik: 

Postanowiłam dodać go ponieważ idealnie odzwierciedla to co próbuję Wam przekazać. Właśnie tak ja widzę świat... 
a przynajmniej chcę wierzyć że tak jest.
Może jestem naiwna i kiedyś otaczająca mnie, wyidealizowana bańka na temat życia, pęknie.
Póki mam siłę, żeby przeciwstawiać się wszystkiemu co negatywne, będę powtarzać do znudzenia...
DOBRO ZAWSZE WRACA.

wtorek, 3 września 2013

Idę, idę... a tu mur.

W końcu podniosłam głowę. W przenośni i dosłownie.
Los chce żebym zrezygnowała ze swoich marzeń? MAM SIĘ PODDAĆ??

O nie, co to to nie... Mogę co najwyżej odłożyć te marzenia na później :)
Każdy, nawet największy wojownik, ma chwile słabości, ale ważne żeby wziąć oddech i się nie zatrzymywać! 
Niestety, ja na jakiś czas stanęłam w miejscu. Obiecywałam sobie że to będzie tylko chwila, a potem chwycę ten zrzucony na mnie bagaż i wbrew wszystkiemu (i wszystkim!) ruszę dalej. 
Lepiej późno, niż wcale.
Widok sufitu w moim pokoju już mi się znudził.
Whitney nie spodziewała się, że 11 lutego zje swoje ostatnie śniadanie, bo pewnie gdyby wiedziała nie marnowałaby czasu na jedzenie.

 Ja, swojego zmarnowałam już wystarczająco dużo, a śniadań mam zamiar jeszcze zjeść tysiące. Tak ogromny mam apetyt na życie.

Wyrósł przede mną mur. Wydaje się naprawdę wielki. Zawsze kiepsko skakałam (skok przez kozła to chyba jedyny sprawdzian na WF z którego miałam ocenę niższą niż bardzo dobry), a wspinaczki po prostu nie lubię. Nie mam innego wyjścia, muszę się cofnąć, wziąć rozbieg i przebić ten mur głową. Mam nadzieję że zbyt mocno się nie poobijam. 

Ciągle powtarzam wszystkim moim znajomym: DOBRO ZAWSZE WRACA! Bo to prawda! Nawet na moment nie przestałam w to wierzyć. Czasami tylko to dobro, gdzieś się zawierusza i nie trafia tam gdzie powinno. Świat nie znosi próżni, więc zapewne zatrzymuje się wtedy na dłużej u kogoś innego, a to oznacza że i tak jest o jednego szczęśliwego człowieka na Ziemi więcej :)
 
Oficjalnie, te najdziwniejsze wakacje w moim życiu uważam za zakończone. Koniec urlopu od życia. Choćby nie wiadomo co się miało jeszcze wydarzyć, koniec z wymówkami. Znowu przejmuję kontrolę. Pora zmierzyć się z tym murem.


PS. Nie marnujcie czasu na ludzi i sytuacje które sprawiają że czujecie się źle!!
Trzymajcie się uporczywie tego co WAM sprawia radość. Nie rezygnujcie z rzeczy które lubicie, bo czas nie stanie w miejscu, a nigdy nie wiecie kiedy jecie ostatnie śniadanie.

PS. 2. Nie bójcie się pokonywać swojego muru. Przy pierwszej konfrontacji, może się wydawać gigantyczny, ale w końcu nie taki mur straszny jak go (po)malują :) 

Jak nie głową to skokiem, jak nie skokiem to idźcie po drabinę!

PS. 3. Trzymajcie za mnie kciuki.




P"Lost touch with my soul
I had nowhere to turn
I had nowhere to go
Lost sight of my dream
Thought it would be the end of me, uh
I thought i'd never make it through
I had no hope to hold on to, I
I thought I would break

CHORUS:
I didn't know my own strength
and I crashed down and I tumbled
but I did not crumble
I got through all the pain
I didn't know my own strength
Survived my darkest hour
My faith kept me alive
I picked myself back up
hold my head up high
I was not built to break
I didn't know my strength, oh

VERSE 2:
Found hope in my heart
I found the light to life
My way out of the dark
Found all that I need
Here Inside of me
Oh, I thought i'd never find my way
I thought i'd never lift that weight
I thought I would break."


Słowa: http://www.tekstowo.pl/piosenka,whitney_houston,i_didn_t_know_my_own_strength.html
(Tu znajdziecie równie przetłumaczoną wersję tej piosenki!)







wtorek, 27 sierpnia 2013

Szalone lata 90te!


Urodziłam się w 1990 roku. Aż chciałoby się rzec, NA SZCZĘŚCIE! Mimo iż w skali Świata był to kolejny "zwykły" rok, śmiało można powiedzieć że dla Polski był to okres przełomowy.
Rozwiązaniu uległa Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR)*.
*Niedouczonych odsyłam choćby i do wikipedii! Czym był PZPR to prawie że wiedza podstawowa, poza tym nigdy nie wiadomo czy nie traficie do Milionerów i kto wie, może pytanie za milion będzie właśnie o PZPR? http://pl.wikipedia.org/wiki/Polska_Zjednoczona_Partia_Robotnicza
 
Zniesiono cenzurę.
Odbyły się pierwsze wolne wybory samorządowe i pierwsze powszechne wybory prezydenckie. Rozwiązano Milicję Obywatelską. 
UWAGA!! Wreszcie można było kupować alkohol przed godz. 13. (Nam, młodym, wydaje się to pewnie nie do pomyślenia.)

Właśnie tymi wydarzeniami rozpoczęły się barwne i szalone lata 90te w których to przyszło mi spędzić wczesne dzieciństwo.
Kto z Was pamięta te godziny spędzone na podwórku? Trzepak, zabawa w szukanego, pozdzierane kolana i jazda na BMX bez kasku (!!) Nikt wtedy nie martwił się czy picie z jednej butelki jest higieniczne, ani czy jedząc niemyte mirabelki prosto z drzewa możemy się czymś zarazić. To dopiero były beztroskie czasy...
ZERO KOMPUTERA! ZERO KOMÓRKI! ZERO FACEBOOKA! Pokolenie dzieci XXI wieku mogą nam tylko pozazdrościć takiego dzieciństwa.
Oto kilka moich wspomnień związanych z tamtymi czasami :)


Bomfunk MC's - Freestyler 
http://www.youtube.com/watch?v=ymNFyxvIdaM

"Fristajla, łaka maka fą" :) Przyznać się! Kto też tak śpiewał??

 Wprawdzie ten utwór to końcówka lat 90tych, ale trzeba przyznać że z mojego rocznika chyba nie ma osoby która by tego nie znała.

Backstreet Boys - I Want It That Way
Klasyk! Mogłabym tutaj zamieścić jakąkolwiek piosenkę Backstreet boys z ich dyskografii (lata 1996-1999). Byli punktem kulminacyjnym ery boy bandów. Po nich długo, długo nic. Jak to bywa ze wszystkim, moda wraca (patrz: zespół One Direction )


Przeraża mnie fakt, że Kevin Richardson z BB (mój ulubieniec) ma aktualnie 41 lat!!!!!!!!!!



Bryan Adams - (Everything I Do) I Do It For You
http://www.youtube.com/watch?v=ZGoWtY_h4xo

Bajm- Ta sama chwila

Wyobrażacie sobie jakąkolwiek dyskotekę w podstawówce bez wolnych tańców (tzw. "na linijkę") w rytm
"Everything I do", czy "Ta sama chwila"?

Kelly Family
JUST 5
Toni Braxton
Spice Girls
Coolio - Gangsta's Paradise
...
Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Jeśli ktoś chce trochę odświeżyć sobie pamięć polecam składankę:
 

Top 100 - Lista przebojów dekady lat 90-tych


Naprawdę znajdziecie na niej perełki, a nie jeden utwór Was wręcz rozśmieszy! Nigdy nie zapomnę tych klimatycznych dyskotek szkolnych.



Karteczki

Zebrany komplet (mała karteczka + duża), albo kolorowe karteczki, to był wyznacznik poziomu aktualnego "hipsterstwa"! Pamiętam te segregatory i handel podczas długich przerw szkolnych. Jak człowiek upatrzył sobie jakąś karteczkę to negocjacje potrafiły trwać tygodniami. Tak wyglądały pierwsze życiowe lekcje, ciężkiej sztuki biznesu. Trzeba było grać tak żeby samemu nie stracić, a jak najwięcej zyskać. Moja mama tylko kilka razy kupiła mi jakiś komplet karteczek. (Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam czy były one tak drogie, czy tak trudno dostępne.) Swoją kolekcję trzeba było wzbogacać samemu. Obawiam się że w dzisiejszych czasach taki handel nie miałby prawa bytu. Każdy, co "sprytniejszy" zamówiłby komplet 200 najpiękniejszych karteczek na Allegro.pl i tyle zostałoby z zabawy.


 
Dunie
Kto pamięta? Te przejrzyste były najmniej warte. Czarne jednolite, a już w ogóle jednolite kolorowe- to było coś! Do dziś na dnie szafy leży worek duni, które odziedziczyłam po starszym Braciszku. Zawsze mnie zastanawiało jak to możliwe że wewnątrz takiej duni są te kolorowe "rybie płetwy" (ach, ta dziecięca wyobraźnia!)








Od Przedszkola do Opola

 
Zawsze marzyłam żeby wziąć udział w tym programie! Czułam że drzemie we mnie nieodkryty talent wokalny. (Zapewne z wiekiem się ulotnił.) 
Co to były za emocje kiedy kolejne dzieciaki wychodziły na scenę i dawały show. Mimo to już wtedy czułam że z tym głosowanie jest coś nie tak.
 


Tamagotchi
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jajko to był szczyt techniki w tamtych czasach! Wydawało mi się że to coś niesamowitego móc sterować czymś poruszającym się po tym malutkim ekranie. Czarno-biały obraz, trzy przyciski, a ile radości. Swojego zwierzaka trzeba było karmić, leczyć, sprzątać po nim, bawić się z nim. Tyleeeeee obowiązków :)

Drzewko szczęścia
Obowiązkowa pamiątka z wakacji.


 
Koraliki na szprychy





Sprężynka
Chyba każdy miał ją w domu. Tylko właściwie do czego ona służyła? Nic nie świeci, nic nie wydaje dźwięków. Nic się nawet nie wyświetla? Aktualnie dzieci XXI wieku prawdopodobnie doszłyby do wniosku że to najnudniejsza zabawka na świecie. Kto kiedykolwiek bawił się sprężynką i wcale się przy tym nie nudził, ręka w górę! :) 
 









 Kolejne kultowe zabawki, których osobom z lat 90tych, przedstawiać nie muszę:






To dopiero wspomnienie. Do dziś dźwięk ten dzwoni mi w uszach. Pamiętam że w Internecie mogłam "buszować" tylko przez kilkadziesiąt minut DZIENNIE, w przeciwnym wypadku limit miesięczny byłby przekroczony. Poza tym gdy się włączało Internet, telefon domowy (stacjonarny) był przez ten czas "zajęty" i nikt nie mógł się dodzwonić. A teraz? Laptop podłączony do sieci 24h/dobę i jeszcze co po niektórzy narzekają że im źle.

Mogłabym tak pisać godzinami...
Czekoladowe gwiazdki- Magic Stars od Milky Way'a
Chrupki Maczugi
Gumy papierosy 
To dopiero był szpan! Przykro patrzeć że teraz "szpanem" jest prawdziwy papieros w ustach czternastolatka.

Smerfne Hity 
Do dziś mam całą kolekcję KASET (!!) Oj tak... te ponadczasowe kasety, które przewijało się kiedyś ołówkiem :)
Przyjaciele z Zielonego Lasu
Gdzie jest Wally?
Beverly Hills 90210
Pan Yapa
Kulfon i Monika

Bolek i Lolek
Czarodziejki z Księżyca
Pan Tik-Tak
Kapitan Planeta
Koziołek Matołek
Teleranek
5-10-15 
Osoby z działu 15 wydawały mi się zawsze taaaaaaaaakie dorosłe!

Guma Kaczor Donald
Pegasus: Gra Chip i Dale  
(ogólnie Pegasus i te wszystkie kartridże po 10zł to były cuda!)
http://www.youtube.com/watch?v=x1EgB9vyEZU

Wilk i Zając (NU POGODI!)
Tazosy

i tak dalej, i tak dalej...
Pamiętam jeszcze, że urodziny wyprawiało się w swoim domu z ręcznie robionymi zaproszeniami. Moda na wyprawianie urodzin w McDonaldzie przyszła zdecydowanie później. Niestety ja na żadne urodziny w McDonaldzie się już nie załapałam :( ech... 
Na podwórku biegało się do samego wieczora, aż mama nie zawołała że pora wracać. Każdy miał swoją ukrytą bazę, "niedostępną" dla dorosłych. Każda dziewczyna chciała być różową Power Rangers.
Nie brakowało nam wyobraźni, świeżego powietrza i dobrej zabawy. W wakacje nie było mowy o siedzeniu w domu przed telewizorem, o komputerze już nie wspominając. Wspinaliśmy się na drzewa i piliśmy oranżadę z jednej butelki. Nikt nie miał telefonu komórkowego, więc jeśli się z kimś umówiło na 15 to trzeba było o tej 15 być na miejscu! 


Nie jestem w stanie wymienić w tym poście wszystkich moich wspomnień związanych z tymi szalonymi, kolorowymi latami 90tymi, dlatego osoby chcące jeszcze trochę sobie powspominać tamte lata zapraszam na stronę: http://90kids.pl/
Znajdziecie tam naprawdę całą masę kultowych zdjęć i filmików.

Miłego powrotu do przeszłości! 

Jedno jest pewne: 
Dzieciaki wychowywane w latach 90tych miały naprawdę kolorowe i pełne wrażeń dzieciństwo!


Może macie jakieś swoje wspomnienia z tamtego okresu? :) 


Jeszcze jedno nie daje mi spokoju. Teraz piszę że były to chwile beztroskie i uśmiecham się do tych wspomnień. Mimo to wiem i doskonale pamiętam, że mając te 7,8,9 lat przeżyłam chwile kiedy wydawało mi się że nie dam rady czegoś zrobić, albo że nie poradzę sobie z ówczesnymi problemami.
20 lat temu nie umiałam wiązać sznurowadeł, a teraz robię to nawet się nad tym nie zastanawiając.
Jakie z tego płyną wnioski?

Jeśli wydaje Ci się że nie potrafisz sobie z czymś poradzić, przypomnij sobie jak nie umiałeś/umiałaś jeść sztućcami, pisać... Wszystkiego idzie się nauczyć i wszystko da się zrobić. Trzeba tylko próbować i nie można bać się porażki. W dzieciństwie nie baliśmy się upadku, ani zdartych kolan podczas nauki jazdy na rowerze. Dlaczego więc jako dorośli boimy się ryzykować w obawie że stanie nam się krzywda?
Gdybyśmy wcześniej nie zaliczyli kilku porządnych upadków, na pewno nie nauczylibyśmy się chodzić.


Głowa do góry! Po każdej burzy wychodzi słońce.
Życzę Wam i sobie, aby w każdym z nas już na zawsze zostało coś z dziecka :) 
Mam nadzieję że jakkolwiek źle by teraz nie było, za kolejne 20 lat będę to wspominać z takim samym uśmiechem jak dziś.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Fenomen Ewy Chodakowskiej wzięty pod (moją) lupę.

Ewa Chodakowska. "Trenerka wszystkich Polek". Nie skłamię jeśli napiszę że miliony kobiet w Polsce (i nie tylko!) oszalały na jej punkcie. Internet aż huczy od ilości grup tworzonych przez fanatycznych wielbicieli, ale powstaje też coraz więcej antystron mających na celu Ewę obrazić lub wręcz ośmieszyć. 
Postanowiłam sama sprawdzić ile jest prawdy w tym całym szumie medialnym wokół sukcesu jaki odniosła Chodakowska.
Prześledziłam większość filmików i ćwiczeń proponowanych przez Ewę. Niektóre osobiście wypróbowałam.
Faktycznie zdarzają się ćwiczenia, które jeśli nie są wykonywane pod czyimś nadzorem, bardzo łatwo mogą przyczynić się do kontuzji (mogących dać o sobie znać dopiero za kilka lat!) Niektóre jej ćwiczenia bardzo (a wręcz za bardzo) obciążają stawy kolanowe, co dla ludzi niewytrenowanych może działać wręcz destrukcyjnie. Faktycznie jeśli dokładnie prześledzić wszystkie występy publiczne Ewy, można doszukać się kilku rażących wpadek, które krytycy wykorzystują od razu jako niezbite dowody na brak profesjonalizmu i niezbędnej wiedzy. Może i faktycznie Ewa zarabia na swoich płytach DVD, książkach itp. setki tysięcy złotych, wykorzystując przy tym naiwność ludzi (choć akurat to mnie najmniej interesuje, bo to jej praca i jej prywatny wybór ścieżki zawodowej!) Wreszcie, może faktycznie Chodakowska nie ma wykształcenia stricte sportowego, medycznego, czy choćby i pokrewnego z dziedziną fitness.
Fakty mówią jednak same za siebie.
Nikomu wcześniej nie udało się w tak krótkim czasie porwać za sobą tyle osób. Ta kobieta ma w sobie niesamowity magnes, który przyciąga ludzi. Jej pozytywna energia, zapał do życia, pasja i miłość do tego czym się zajmuje, aż kipi z jej postów. Czy naprawdę Ewa zasługuje na tak liczne słowa krytyki? Według mnie osiągnęła coś niesamowitego. Wiem jak ciężko zmusić się do podjęcia wyzwania. Jak ciężko zrobić ten pierwszy krok. Ewa doskonale motywuje i dodaje ludziom odwagi! Zrzuciła tysiące ludzi z kanapy i z przed telewizora zarażając ich swoim optymizmem i ciepłem. Jej ćwiczenia są proste i szybko można je wpleść w swój codzienny grafik. Nie trzeba nawet wychodzić z domu, co zdecydowanie poszerza grono odbiorców. Kobiety z trójką dzieci pod pachą i pracą na pełen etat nie są w stanie pogodzić obowiązków z siłownią, treningami, czy dietami które wymagają specjalnych, trudno dostępnych składników. Ewa daje im alternatywę i nadzieję na odzyskanie wyglądu np. z przed ciąży. 
Jednego mogę Ewie z pewnością pogratulować: naprawdę zmieniła na lepsze, życie setek ludzi. Wiele osób dzięki niej pozbyło się znacznej nadwagi. To uratowało je przed licznymi problemami zdrowotnymi typu: nadciśnienie, cukrzyca, miażdżyca, zawał serca. Tego odbierać jej nie można. Ludzie dzięki niej nie tylko zyskują lepszą sylwetkę, ale też poprawiają swoje samopoczucie. 
Wyobrażam sobie jak ciężko pracować w blasku fleszy, gdy każde Twoje słowo może być wyłapane z kontekstu i zostać użyte przeciwko Tobie. Tym bardziej podziwiam ją za niegasnący zapał i entuzjazm. Ona naprawdę daje ludziom poczucie szczęścia. Wiele z tych osób które cieszą się z każdego jej wypisu, bez niej prawdopodobnie nigdy nie zmieniłyby swoich złych nawyków. Tutaj pojawia się pytanie: DLACZEGO? Dlaczego żaden z profesjonalnych trenerów którzy teraz krytykują Ewę nie potrafił tak porwać tłumów? Dlaczego inne metody treningu, których opisy, filmiki, możemy znaleźć od lat w internecie i to nawet za darmo, nie zyskały takiej popularności? Niestety na te pytania nie znam odpowiedzi.

Wiele osób zarzuca Ewie że jej ćwiczenia wykonywane w domu, bez nadzoru kompetentnej osoby mogą wyrządzić więcej krzywdy, niż pożytku. Niestety na to rady nie ma. Jedynym rozwiązaniem jest trening pod okiem trenera na co mało kogo stać. 
Powiem krótko, wolę żeby dana osoba ćwiczyła i robiła COKOLWIEK, a przy tym zyskiwała pewność siebie i rewelacyjne samopoczucie, niż żeby siedziała dalej na kanapie i rosła wszerz. Jeżeli ma to być trening z Chodakowską, nie ma sprawy. Lepsze to niż kolejne kilogramy tłuszczu odkładające się w całym ciele!

Nie będę się ustosunkowywać do innych argumentów antyfanów ECH (typu: usuwanie negatywnych komentarzy, brak dystansu do swojej osoby itp.) Jej strona, jej sprawa.

W tej całej Ewomanii nie podoba mi się jedno. Większość fanów Ewy poprzestaje jedynie na jej ćwiczeniach. Nie zagłębia się dalej. To przyczynia się (niestety) do rosnącego w sile przeświadczenia że oto został odkryty uniwersalny środek na piękne ciało. Każdy kto choć trochę zajmował się sportem wie że nie istnieje coś takiego jak uniwersalna metoda na zbudowanie formy. Są oczywiście podstawowe zasady dobrego treningu (o niektórych z nich Ewa pisze u siebie na stronie, za co plus dla niej!) ale z każdym ćwiczeniem jest jak z lekarstwem. Jednemu pomoże, ale innemu nieumiejętnie podane, może zaszkodzić

Skąd moje (nagłe?) zainteresowanie dziedziną fitness i jej pochodnymi?
Przez ostatnie dwa lata bardzo zaniedbałam swoje ciało, co teraz próbuję nadrobić.

Aktualnie sama wypowiedziałam walkę zbędnym kilogramom i centymetrom. Skończyłam studia lic. z fizjoterapii co daje mi większą świadomość ciała i większe rozeznanie jeśli chodzi o dobór odpowiednich ćwiczeń.
Na (moje) szczęście mój chłopak (trenujący triathlon pod okiem zawodowców) wziął mnie pod swoje skrzydła. Prawidłowo ułożony plan treningowy, dostosowany do konkretnej osoby pozwala uniknąć przetrenowania, nieodpowiedniego doboru intensywności treningu, a co najważniejsze pod okiem osoby, która wie co robi, znacznie zmniejsza się ryzyko późniejszych kontuzji. Niestety większości z nas nie stać na indywidualnych trenerów personalnych. Ćwicząc samemu mało kto zdaje sobie sprawę że prawidłowy trening to nie są przypadkowe podskoki wykonywane codziennie przez godzinę. Nie zawsze chodzi o to żeby zmęczyć się do granic naszych możliwości i kończyć ćwiczenia zdyszanym i ledwo stojącym na nogach. Nie chodzi też o to żeby wydawać pół pensji na karnety na siłownię. Jeśli nie wiem CO robić i JAK robić to choćby i najlepszy sprzęt, nic nam nie pomoże. 
Tak jak w każdej dziedzinie i w walce o lepsze ciało trzeba MYŚLEĆ, SZUKAĆ, UCZYĆ SIĘ, a nie tylko chwytać się gotowych, podanych na tacy pseudorecept na schudnięcie.
Tak samo jak każdy z nas jest inny, tak samo trening i ćwiczenia nie są uniwersalne.Ważnym (jak nie najważniejszym) wyznacznikiem jest nasze tętno w połączeniu z tym co konkretnie chcemy osiągnąć. Zdaję sobie sprawę że nie każdy ma możliwość ćwiczyć w sposób profesjonalny. Pamiętajmy jednak żeby we wszystkim zachować zdrowy rozsądek i nie dać się omamić medialnej nagonce. 
To co jest dobre dla kogoś innego, niekoniecznie musi nam pomóc. 
Starajmy się słuchać naszego organizmu. Zamiast katować się codziennie treningami ponad nasze aktualne możliwości, dajmy naszym mięśniom czas na regenerację. Ból to sygnał alarmowy i nie należy tego bagatelizować. Wypoczęte i zregenerowane włókna mięśniowe odpłacą się nam jeszcze intensywniejszą pracą, a co za tym idzie, efektem ubocznym- większym spalaniem kalorii. Przerwa między treningami dla osób początkujących to nie powód do wstydu czy oznaka że jest się za słabym. Zbyt intensywne treningi, niedostosowane do naszych możliwości mogą początkowo przynosić radość ze względu na szybki spadek wagi, jednak nie służą one budowaniu formy. Przecież w zdrowym stylu życia nie chodzi o to żeby katować się przez 3 miesiące, a potem wrócić do starych nawyków, kanapy i tylko walczyć o utrzymanie wagi pomiędzy kolejnymi kawałkami ciasta. Zdrowy styl życia, ćwiczenia, odpowiednie żywienie, ma się stać nieodłącznym elementem naszych codziennych czynności. Jeśli podejdziemy do tego rozsądnie, nasz organizm z pewnością odpłaci nam lepszym wyglądem i samopoczuciem. 

Czytajcie fora, szukajcie rozwiązań na własną rękę. Szukajcie sprawdzonych sposobów i starajcie się je analizować pod kątem własnego ciała. Każdy ruch musi mieć sens i jasno określony cel. JEŚLI CHCEMY COŚ ROBIĆ DOBRZE, RÓBMY TO Z GŁOWĄ! Szukajmy optymalnych dla nas rozwiązań. Takich które pomogą na stałe zmienić nasze życie.

Na zakończenie dodam tylko że nie jestem żadnym specjalistą w dziedzinie fitness, dlatego jeśli macie jakieś pytania związane z żywieniem, konkretnymi ćwiczeniami itp. to szukajcie dietetyków, trenerów personalnych lub po prostu ludzi zawodowo zajmujących się sportem. Fachowa wiedza bezpośrednio od specjalistów pomoże Wam uniknąć późniejszych problemów ze zdrowiem, które niestety są częstym efektem odchudzania się na własną rękę z nastawieniem na jak najszybsze efekty. Nie ograniczajcie się do wykonywania w kółko tych samych zestawów ćwiczeń. Obserwujcie zmiany jakie zachodzą w waszym ciele i na tej podstawie weryfikujcie ćwiczenia. Nie wierzcie ślepo wszystkiemu co jest prezentowane w telewizji.
Pamiętajmy że nasze ciało ma nam służyć do końca życia! DBAJMY O NIE!
Jeśli czyta to ktoś kto tak jak ja wytoczył walkę zbędnym centymetrom i chce na dobre zmienić swoje złe nawyki to trzymam za Ciebie kciuki! (ale Ty też koniecznie trzymaj za mnie!)

Ja zawsze się śmieję że pewnie biegając wyglądam jak skaczący klopsik ale...
WSTYDZIĆ SIĘ POWINIEN TEN KTO NIE ROBI NIC!
PAMIĘTAJCIE: ZACZĄĆ TO 50% SUKCESU!

sobota, 17 sierpnia 2013

LGBT, NO H8...

Zanim zacznę... WOW! 24 godziny po opublikowaniu pierwszego wpisu i już ponad 450 wyświetleń? Niesamowite! Spodziewałam się liczb rzędu : kilkanaście, a tutaj taka niespodzianka.
Dziękuję i ślę uśmiech, każdemu to zajrzał tu choćby na chwilę :)

Dodałam do bloga playlistę. Pasek u góry ekranu. Nie chcę nikogo atakować wybranymi przeze mnie utworami dlatego muzyka nie włącza się automatycznie. Masz ochotę posłuchać? Włącz play :) Nic na siłę.

Wróćmy do tematu.
LGBT, czyli lesbijki, geje, biseksualiści, osoby transgenderyczne, w tym transseksualiści. 
Temat przewałkowany na wszystkie możliwe sposoby. Dla jednych to WCIĄŻ "choroba" którą trzeba wyleczyć, dla innych JUŻ powód do paradowania w stringach po centrach europejskich miast. 
Uprzedzając pytania ludzi, którzy mnie osobiście nie znają: jestem osobą heteroseksualną, od prawie 6 lat związaną z jednym mężczyzną. W tym poście nie mam zamiaru pisać nic odkrywczego, ani przytaczać naukowych doniesień. Nie mam zamiaru zmuszać nikogo do tolerowania osób o odmiennej orientacji seksualnej. Wreszcie, nie mam zamiaru usprawiedliwiać (często wulgarnego) zachowania niektórych osób ze środowiska LGBT. Chcę po prostu wyrazić swoją opinię, a może też dowiedzieć się co Wy na ten temat myślicie?

Szczęście. Każdy ma do niego prawo, a życie mamy tylko jedno. Nic więc dziwnego że ludzie szukają rzeczy, osób, doznań, które mają im to poczucie szczęścia zapewnić. Dla jednej osoby szczęściem dziś okaże się łyk czystej wody. Dla innej awans w pracy, wygrany mecz ulubionej drużyny, a dla jeszcze innej widok ukochanej osoby, czy pierwsze słowo dziecka. To co sprawia nam radość i wywołuje uśmiech jest tak niewyobrażalnie subiektywne że nie sposób tego zmierzyć miarą, a tym bardziej ujednolicić, czy choćby wymienić. Co więcej, to co sprawia nam radość dziś, niekoniecznie musi nas uszczęśliwiać za 10, czy 15 lat.

Każdy człowiek ma własne zasady i własne metody szukania szczęścia na danym etapie życia. Większość ludzi, w pewien sposób, ogranicza religia, innych własne granice i wewnętrzne poczucie moralności. Czy nasze własne zasady mogą być powodem do pochopnej i niesprawiedliwej oceny innych osób?

Przyczepię się do religii katolickiej (zdaję sobie sprawę że wielu osobom się tym narażę). Spora liczba osób wierzących, co gorsza, wypowiadających się publicznie, potrafi niemalże w jednym zdaniu powiedzieć: "Kochaj bliźniego swego", a po przecinku dodać że homoseksualiści to degeneraci społeczni, margines niezasługujący na jakikolwiek szacunek. Czy można być większym hipokrytą? 

Każdy ma prawo żyć tak jak jemu jest wygodnie. (Oczywiście mam na myśli osoby zdrowe psychicznie, dojrzałe społecznie i moralnie. Osoba której celem życiowym i powodem do radości jest zastrzelenie 100 osób np. podczas premiery jakiegoś filmu, nie ma prawa w ogóle przebywać na wolności! Mam nadzieję że to jest jasne dla każdego kto to czyta).
Możemy się nie zgadzać z czyimś zachowaniem. Możemy nie akceptować czyjegoś wyboru, ale nie mamy prawa odbierać takiej osobie prawa do szczęśliwego życia.
Osobiście nie popieram wulgarnego zachowania, które niestety jest częste wśród ludzi ze środowiska LGBT. Nie podoba mi się gdy jakaś para (nie ważne czy jest to para homo czy hetero) okazuje sobie uczucia w taki sposób, że nie przyglądając się, mam tę wątpliwą przyjemność oglądać ich gardła, języki, lub co gorsza narządy płciowe. Uważam że tego typu zachowanie, niestety, działa na niekorzyść środowiska LGBT. Zamiast szerzenia tolerancji i równości, efekt jest odwrotny. Ludzie zaczynają kojarzyć środowisko homoseksualne z publicznymi, prymitywnymi, seksualnymi zachowaniami.
Mało kto później daje się przekonać że jednak większość ludzi LGBT chce po prostu żyć normalnie.

Napisałam że mi się to nie podoba, bo jest to niezgodne z moimi własnymi zasadami, ale nie napisałam że tych ludzi nie szanuję! Ot różnica, której wielu ludzi nie rozumie, albo nie chce zrozumieć. Jeśli coś lub ktoś wykracza poza nasze własne zasady, większość ma tendencję do atakowania i automatycznego marginalizowania. 
Czy to że ktoś jest gejem i żyje w szczęśliwym związku, co jest potępiane np. przez naszą religię oznacza że mamy prawo uważać tę osobę za gorszą od nas? NIE! 
Czy to że ktoś urodził się mężczyzną, ale wewnętrznie czuł się kobietą, (co nam może nie mieścić się w głowie), oznacza że mamy prawo wyzywać go, wyśmiewać się, obrażać? NIE!
Czy to że ktoś myśli inaczej niż my, oznacza że możemy go automatycznie uznać za chorego umysłowo? NIE!

KIM MY JESTEŚMY ŻEBY ODBIERAĆ INNYM LUDZIOM PRAWO DO SZCZĘŚCIA? 
Z doświadczenia wiem że wiele osób boi się wyjawić swoją orientację seksualną. Wcale się im nie dziwię. Większość z nich to najnormalniejsi w świecie ludzie, którzy (co pewnie niektórych może nadal dziwić!) jedzą to co wszyscy, pracują tak jak wszyscy, spędzają czas tak jak wszyscy. Ich dotyk, czy zwykłe podanie ręki nie parzy. Czuję się lekko zażenowana że o tym piszę, ale niestety spotkałam się z opiniami: "nie podam ręki pedałowi bo mnie czymś zarazi". Dość często to powtarzam, ale naprawdę smuci mnie że w XXI wieku nadal są osoby które twierdzą że homoseksualizm to choroba którą należy leczyć.
Przeraża mnie również fakt, że żyjemy w społeczeństwie w którym ludzie potrafią skopać kogoś do nieprzytomności, tylko dlatego że miał na sobie stereotypowy różowy sweter. 
Zawsze się zastanawiam... W czym nam przeszkadza wymalowany mężczyzna w szpilkach? Razi Cię taki widok? Obrzydza Cię to? 
TO NIE PATRZ! ZOSTAW TĘ OSOBĘ W SPOKOJU! ODWRÓĆ SIĘ I ZAJMIJ SIĘ SOBĄ! Oceniajmy ludzi za to co robią, a nie za to jak wyglądają!
Kurcze... każdy z nas ma tylko 100 lat życia. (Każdemu życzę żeby to było aż sto lat!) 

STO LAT żeby skończyć szkołę, znaleźć pracę. STO LAT żeby odnaleźć swoje powołanie i być po prostu szczęśliwym człowiekiem. To jest naprawdę mało czasu. Przecież uprzykrzając życie innym i krzywdząc ich poprzez nasze negatywne, obraźliwe opinie, a co najgorsze prześladując ich, TRACIMY NASZ WŁASNY CZAS. Kto nam ten czas zwróci?

Może następnym razem zamiast nabijać się z transwestyty, czy pokazywać palcami geja/lesbijkę, zróbmy coś pożytecznego dla siebie, albo dla jakiejś bliskiej nam osoby. Czas ucieka... Jesteśmy wszyscy tylko ludźmi. 
Każdy z nas szuka w życiu szczęścia na SWÓJ sposób, więc nie odbierajmy szczęścia innym.

Jesteś osobą ze środowiska LGBT?
NIE ZMIENIAJ SIĘ! BĄDŹ SOBĄ... Jak to mówi moja ukochana Jessie J: "Always be true to who YOU are!" Bez względu na to co mówią ludzie. Bez względu na to co się dzieje dookoła. Nie pozwól żeby inni ludzie wpływali na Twoje prawo do szczęścia. Nie trać czasu na tych którzy Cię nie akceptują. Szukaj ludzi którzy pokochają Ciebie, nie za to kim jesteś, ale za to jaki jesteś. Nie chowaj głowy w piasek i nie wstydź się tego co dyktuje Ci umysł. Nie rób niczego na siłę i wbrew sobie.
Ktoś Cię pobił? Ktoś Cię obraził? Zaciśnij pięści i miej odwagę wyjść z tego z podniesioną głową.
Jesteśmy na tyle silni, na ile nas sprawdzono. Widocznie tych którzy Cię skrzywdzili nie stać na więcej niż znęcanie się nad kimś, potencjalnie słabszym. Oni tracą czas. Ty idź dalej do przodu i spełniaj SWOJE marzenia. 





Obrazek pobrano z: www.lifeinlimbo.org