środa, 25 września 2013

Charlie

Obejrzałam właśnie jeden z najbardziej niezwykłych filmów:
Charlie
(The Perks of Being a Wallflower)

Niezwykły... idealne słowo.
Film nie jest ani zabawny, ani smutny. Nie jest przerażający, czy szokujący. 
Urzekł mnie.
Może dlatego że nie czytając o czym jest, po prostu usiadłam w fotelu i włączyłam pierwszy z brzegu film dostępny w usłudze VOD. 
Nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie czytałam opisu, zaczęłam oglądać.

Świetna ścieżka dźwiękowa: 
Muzyka w tym filmie idealnie oddaje emocje. Polecam przesłuchać cały soundtrack. 
Rzadko zdarza mi się obejrzeć film, zanim przeczytam książkę. Tym razem zaryzykowałam. 
(Jeszcze dziś w drodze na trening wstąpię do księgarni po egzemplarz.)

Genialna gra aktorska Logan'a Lerman (tytułowy Charlie). W zasadzie słowo "genialna", w tym konkretnym przypadku brzmi zbyt banalnie. Lerman zagrał według mnie rolę swojego życia. Mimo iż jest młodym aktorem, naprawdę wysoko postawił sobie poprzeczkę. Pokazał niezwykły talent, wrażliwość i dojrzałość.
Charliego nie da się nie lubić. Czarujący, tajemnicy. Ma w sobie coś magicznego, coś co przyciąga. Dawno nie widziałam tak świetnej roli, zagranej przez aktora młodego pokolenia.

Do tego piękna Emma Watson jako Sam. Udowodniła że ma talent i nie jest aktorką tylko jednego filmu (czyt. Harry Potter). Niezwykle charyzmatyczna i wyrazista.

Wielkie ukłony należą się również Ezra Millerowi w roli Patricka. Niesamowicie wczuł się w graną przez siebie postać. Gdybym miała wybierać, to z całej trójki to on byłby pewnie moim najlepszym kumplem ze szkolnej ławki. Uwielbiam takich kolorowych i nietuzinkowych ludzi :)

Cała trójka zagrała świetnie. Wciągnęli mnie w swój świat. 
Żałuję tylko że film obejrzałam w porze obiadowej. Co chwilę ciszę i skupienie rozpraszał mi hałas dobiegający z ulicy. 
Polecam oglądać ten film w spokoju, wieczorem, a najlepiej w samotności.
Skłania do przemyśleń, mimo iż na pierwszy rzut oka wydaje się banalny. 
Może nie jest to produkcja z cyklu tych ponadczasowych, ale z pewnością na długo utkwi on w mojej pamięci.
Wielu rzeczy trzeba się domyślać. Nie wszystko jest powiedziane wprost, a niektóre fakty musimy sobie wręcz sami dopowiadać. 
Niby standardowy film o amerykańskiej młodzieży. 
High school. 
Szafki. 
Stołówka z podziałem na strefy. 
Jest w nim jednak coś co wyróżnia go z tego rodzaju historii.

Nic chcę nikomu zepsuć tego filmu, więc na tym skończę, mimo iż czuję że mogłabym jeszcze długo pisać.
Jestem pod wrażeniem i gdy pojawiły się napisy końcowe na chwilę odebrało mi mowę. Nadal nie jestem do końca pewna co o tym wszystkim myśleć, ale skoro film wzbudza emocje i skłania do refleksji to w moim zdaniem jest naprawdę wart obejrzenia.

Każdy z nas na pewno miał choć raz w życiu taki moment że poczuł się nieskończonością... Niesamowite uczucie.
Najważniejsze to spotkać właściwych ludzi, we właściwym czasie. 
Takich ludzi dla których jesteśmy wyjątkowi i przy których nie musimy się niczego wstydzić. 
Ludzi którzy zaakceptują nas takich jakimi jesteśmy.
Nie ma znaczenie długość znajomości.
Liczy się ta więź, którą da się wyczuć.  
Nigdy nie pozwólcie zniknąć osobom z którymi poczuliście się szczęśliwi i wolni... Nigdy.

Prawdziwi przyjaciele to skarb.


środa, 18 września 2013

Triathlon... DZIEŃ #1

Długo patrzyłam z boku.
Uczestniczyłam we wszystkich przygotowaniach Fryty do zawodów.
Kibicowałam wiernie i w pełni akceptowałam ciągłe treningi.
Czasami nie widziałam swojego chłopaka przez kilkanaście dni i nic na to nie mogłam poradzić. Jednostki treningowe musiały być odhaczone według planu. Kino może poczekać.
Patrzyłam, patrzyłam i z każdym dniem czułam że coraz bardziej staje się członkiem tego pokręconego świata.
Najpierw zaczęłam chodzić z Frytą na basen. Szybko pokochałam te zajęcia, bo są one naprawdę świetnie prowadzone. Poza tym wychodząc z basenu rano, po 1,5 godziny pływania, dzień od razu wydaje się piękniejszy.
Trochę biegaliśmy (a raczej truchtaliśmy, bo moje tempo należy do tych z zakresu spacerowego!)
W końcu stało się to, co wisiało w powietrzu od dłuższego czasu.


Oficjalnie dołączyłam do projektu BE3 :) 

Trzymam w ręce karnet.
Pod okiem zawodowców z klubu CityZen zaczynam swoją przygodę z triathlonem.
Marcin Frąszczak (Fryta) zaraził mnie swoją pasją i swoją determinacją.
Wszyscy z otoczenia ostrzegają mnie że "rzucam się na głęboką wodę", bo zaczynam praktycznie od zera (Fryt zaczynając był miliooooon razy bardziej wysportowany, no i nie miał sylwetki klopsika jak ja :P)
Kompletnie mnie to nie zraża.
Chcę zmienić swoje ciało i zahartować umysł.
Na razie kazano mi się skupić głównie na pływaniu i na rowerze.
O bieganiu mam zapomnieć, póki nie zrzucę zbędnych kilogramów. Dodatkowe kilogramy to dodatkowe obciążenie dla stawów.
Ufam ekipie CityZen bo są to naprawdę 100% profesjonaliści.
Zapewne co jakiś czas będę się z Wami dzielić moimi postępami.
Jestem podekscytowana, ale i lekko przerażona, bo patrząc na Marcina i jego znajomych z klubu widzę jak bardzo silnym psychicznie trzeba być, aby pokonywać samego siebie. Bo o to chodzi w tym sporcie. Walczysz dla siebie. Walczysz aby udowodnić sobie że możesz, że dasz radę.



Frąszczu, przekazując mi karnet uśmiechnął się i powiedział: 
"Teraz nie możesz mi zrobić wstydu! Nie zawiedź mnie". 

No i nie mam już wyjścia. Co jak co, ale mojego Fryty zawieść nie mogę :)



Mój cel: 
LOTTO POZnan* Triathlon 2014
Dystans krótki- 1/4 Ironman:
pływanie 950 m
rower 45 km
bieg 10,55km
Limit czasu: 4 godziny.
Zostało mi 310 dni...



P.S. Dołączam link do wywiadu z Bogumiłem Głuszkowskim, szefem klubu CityZen. To on, trochę ponad pół roku temu porwał mi chłopaka i zaraził go pasją do triathlonu. Teraz ta choroba przeszła na mnie :D Niezwykle inspirujący człowiek.

http://www.kibicpoznanski.pl/sport-amatorski/147-bogumil-gluszkowski-triathlonista-trener-dyscyplina-daje-wolnosc.html?fb_action_ids=10200916515087853&fb_action_types=og.likes&fb_source=other_multiline&action_object_map={%2210200916515087853%22%3A716445918372475}&action_type_map={%2210200916515087853%22%3A%22og.likes%22}&action_ref_map=[]

NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH!!!!!
SĄ TYLKO TE TRUDNIEJSZE DO OSIĄGNIĘCIA :)


sobota, 14 września 2013

TVN "Lekarze" S03E01

W tym poście nie mam zamiaru pisać na temat samego serialu "Lekarze". Nie chcę oceniać czy jest on ciekawy, wartościowy, nudny, tandetny, bo zapewne każdy ma na ten temat swoje zdanie.
Obejrzałam najnowszy odcinek 3 sezonu i poza całą medyczną (pseudomedyczną) otoczką, jeden fragment tego odcinka skłonił mnie do refleksji...

Jeśli czyta tego posta ktoś kto lubi ten serial, a nie oglądał jeszcze 1. odcinka 3 serii, to polecam zamknąć mojego bloga, udać się do serwisu tvnplayer i najpierw obejrzeć odcinek!
Żeby potem nie było że nie ostrzegałam... chyba że ktoś woli z góry widzieć co się wydarzy :)

Zanim zacznę, chciałabym opisać całą sytuację, tak żeby każdy wiedział o co właściwie chodzi.
Dla leniwych, którym nie chce się czytać, podaję link:
http://tvnplayer.pl/seriale-online/lekarze-odcinki,981/odcinek-1,S03E01,21710.html
Scena od  28:54!

Beata [lekarka, anestezjolog] siedzi w kawiarni i czyta książkę. Przy innym stoliku młody mężczyzna dość uporczywie przygląda się naszej bohaterce. Po chwili podchodzi do stolika Beaty i pyta:
-Przepraszam, można się dosiąść? Tam [wskazując na swój stolik] strasznie świeci słońce.
-W porządku możemy się zamienić, nie ma problemu.
Beata zaczyna pakować swoje rzeczy.
-Nie! Nie! Proszę zostać.
Mężczyzna przysiada się do stolika Beaty i mimo jej niezbyt zadowolonej miny dodaje:
-Co to za książka?
Beata zamiast odpowiedzieć, nonszalancko pokazuje jemu okładkę z tytułem "O śmierci i odrodzeniu".
-Można?- pyta mężczyzna.
Beata podaje mu książkę.
Nieznajomy przerzuca kartki, po czym dodaje ironicznie:
-Co można ciekawego napisać o śmierci? Koniec. Biała ściana i już.
Beata lekko poirytowana odpowiada:
-No widzi Pan, a niektórzy wierzą że jest coś dalej.
-Ten facet [autor książki] tak twierdzi?
-No, na przykład on.
-To musi się nieźle sprzedawać wśród umierających.
-A to już Pana punkt widzenia- mówi wyraźnie zdenerwowana Beata.
-A jaki jest Pani?- pyta nachalnie mężczyzna
-Co? Punkt widzenia?
-Tak.
-Że można się do tego jakoś przygotować.
-Ale po co?
-Żeby się mniej bać.
-Ale każdy się boi umierać.
-Przepraszam, ale Pan unika słońca, czy szuka towarzystwa?
Chłopak uśmiecha się, po czym wstaje i w geście powitalnym, podając rękę, mówi:
-Przepraszam, nie przedstawiłem się. Filip.
Beata nie reaguje na wyciągniętą dłoń i z wyraźną niechęcią odpowiada:
-Super, ok.
Po czym wstaje i szybko zbiera się do wyjścia.
Mężczyzna próbuje ją zatrzymać:
-A może jeszcze jedna kawa?
-Nie, dzięki.
-Albo coś Pani zje?
-Nie, dziękuję muszę lecieć.
Beata pakuje swoje rzeczy i wyciąga pieniądze żeby zapłacić za kawę. Jest rozdrażniona i ewidentnie nie ma ochoty na dalszą rozmowę z nieznajomym.
Ten spokojnym, ale lekko błagalnym tonem dodaje:
-Proszę zostać.
-Słucham? - pyta rozbawiona tą prośbą młoda lekarka.
Chłopak uśmiecha się i dodaje:
-Proszę zostać, to dla mnie ważne.
-Długo Pan wymyślał ten bajer?
Chłopak marszcząc czoło, pyta zaskoczony:
-Jaki bajer?
Beata wyśmiewa go, a on z poważną miną dodaje:
-Ja po prostu nie chce zostać sam.
-Chryste. Podryw na ofiarę losu? Świetnie. Dziękuję, ale nie jestem zainteresowana.
-Ale ja Pani nie podrywam.
Beata wyprowadzona z równowagi, odpowiada:
-To tym gorzej. Do widzenia.
Po czym pospiesznie wychodzi z kawiarni.

Pod koniec odcinka, czyli de facto tego samego dnia, na stół operacyjny trafia samobójca. Skok z wysokości. Beata szykując pacjenta do operacji rozpoznaje w nim nieznajomego z kawiarni.

Młoda Pani anestezjolog obwinia się, być może słusznie, za to że nie została z tym mężczyzną. Może rozmowa z nim odwiodła by go od próby samobójczej? Może gdyby tylko została te kilka minut dłużej on miałby szansę porozmawiać z kimś i dzięki temu inaczej spojrzałby na swoje problemy?
Może...
...a może tak naprawdę ten nieznajomy miał wobec Beaty złe zamiary? Może chciał ją zgwałcić, albo skrzywdzić? Nie nadaremno rodzice nas uczą by nie rozmawiać z nieznajomymi.

Tak naprawdę nie wiemy nic.

Każdego dnia mijamy setki ludzi. Być może wśród nich jest osoba która potrzebuje pomocy?
Być może właśnie nieświadomie spojrzeliśmy na kogoś kto sięgnął osobistego dna i nie bardzo wie jak się podnieść?

Nie jesteśmy jasnowidzami. Nie potrafimy czytać w myślach. Nie możemy też martwić się o los wszystkich załamanych ludzi tego świata.
Ale czy nie zdarzyło się Wam, że ktoś poprosił Was o pomoc?
Konkretny sygnał.
POTRZEBUJĘ POMOCY!
Ile razy rzuciliście wszystko, zatrzymaliście się na chwilę i faktycznie zostaliście z taką osobą?
Nie mam czasu.
Spieszę się.
Teraz nie mogę.
Pogadamy jutro.
Idź do ... On/ona Ci pomoże.

Sama się zastanawiam... a co jeśli jutra nie będzie? Co jeśli osoba która prosi o pomoc, potrzebuje jej tu i teraz. 
Nie, jutro. 
Nie, za chwilę. 
TERAZ!
Czasami wystarczy zwykła rozmowa. Kilka słów, a nawet samo przebywanie z daną osobą. Żal nam pięciu minut, a dla kogoś to może być ostatnie koło ratunkowe przed jeszcze gorszym upadkiem. 
Wszyscy się gdzieś spieszą. Jesteśmy ciągle w biegu i zapominamy o tym, że dookoła są inni ludzie.

Inne osoby zaczynamy doceniać dopiero gdy sami ich potrzebujemy. Może warto rozejrzeć się czasami dookoła i zobaczyć czy tuż obok nas nie ma kogoś komu jesteśmy w stanie pomóc?
Pomoc to nie tylko kwestia materialna. Najczęściej wystarczy sama obecność drugiej osoby. 


Nie bójcie się prosić o pomoc! Jeśli większość znajomych odwróci się plecami, zweryfikujecie naprawdę wartościowych ludzi.
Nie bójcie się pomagać! Osoba, która potrzebuje wsparcia sama Wam da do zrozumienia czy chce pogadać, wyjść na imprezę, czy posiedzieć w milczeniu. 

Często w życiu jest tak, że duża grupa znajomych z którymi spędzamy czas codziennie, nagle w obliczu poważniejszych problemów zaczyna się zmniejszać. Kiedy Ty kompletnie tracisz chęć do rozmowy z kimkolwiek, chwilowo odcinasz się, większość osób po prostu się ulatnia. Zostają tylko Ci najprawdziwsi przyjaciele. Tylko oni są na tyle wytrwali żeby mimo Twojej powierzchownej obojętności, być przy Tobie i razem z Tobą przeczekać te gorsze chwile.

Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować wszystkim którzy kiedykolwiek (a zwłaszcza w te wakacje!) poświęcili choć 10 sekund swojego życia dla mnie. Zabrałam Wam cenny czas, którego nie jestem w stanie Wam oddać, ale pamiętajcie:
dobro zawsze wraca ♥ 
"Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". 
Święte słowa :)


Nie odmawiajcie (zwłaszcza) bliskim Wam osobom pomocy! 

Nigdy nie wiecie kiedy to Wy będziecie jej potrzebować.


PS. Chwilę po opublikowaniu tego posta, jako komentarz bliska mi osoba (ściskam Cię mocno Karolina i dziękuję że jesteś!) wysłała mi ten filmik: 

Postanowiłam dodać go ponieważ idealnie odzwierciedla to co próbuję Wam przekazać. Właśnie tak ja widzę świat... 
a przynajmniej chcę wierzyć że tak jest.
Może jestem naiwna i kiedyś otaczająca mnie, wyidealizowana bańka na temat życia, pęknie.
Póki mam siłę, żeby przeciwstawiać się wszystkiemu co negatywne, będę powtarzać do znudzenia...
DOBRO ZAWSZE WRACA.

wtorek, 3 września 2013

Idę, idę... a tu mur.

W końcu podniosłam głowę. W przenośni i dosłownie.
Los chce żebym zrezygnowała ze swoich marzeń? MAM SIĘ PODDAĆ??

O nie, co to to nie... Mogę co najwyżej odłożyć te marzenia na później :)
Każdy, nawet największy wojownik, ma chwile słabości, ale ważne żeby wziąć oddech i się nie zatrzymywać! 
Niestety, ja na jakiś czas stanęłam w miejscu. Obiecywałam sobie że to będzie tylko chwila, a potem chwycę ten zrzucony na mnie bagaż i wbrew wszystkiemu (i wszystkim!) ruszę dalej. 
Lepiej późno, niż wcale.
Widok sufitu w moim pokoju już mi się znudził.
Whitney nie spodziewała się, że 11 lutego zje swoje ostatnie śniadanie, bo pewnie gdyby wiedziała nie marnowałaby czasu na jedzenie.

 Ja, swojego zmarnowałam już wystarczająco dużo, a śniadań mam zamiar jeszcze zjeść tysiące. Tak ogromny mam apetyt na życie.

Wyrósł przede mną mur. Wydaje się naprawdę wielki. Zawsze kiepsko skakałam (skok przez kozła to chyba jedyny sprawdzian na WF z którego miałam ocenę niższą niż bardzo dobry), a wspinaczki po prostu nie lubię. Nie mam innego wyjścia, muszę się cofnąć, wziąć rozbieg i przebić ten mur głową. Mam nadzieję że zbyt mocno się nie poobijam. 

Ciągle powtarzam wszystkim moim znajomym: DOBRO ZAWSZE WRACA! Bo to prawda! Nawet na moment nie przestałam w to wierzyć. Czasami tylko to dobro, gdzieś się zawierusza i nie trafia tam gdzie powinno. Świat nie znosi próżni, więc zapewne zatrzymuje się wtedy na dłużej u kogoś innego, a to oznacza że i tak jest o jednego szczęśliwego człowieka na Ziemi więcej :)
 
Oficjalnie, te najdziwniejsze wakacje w moim życiu uważam za zakończone. Koniec urlopu od życia. Choćby nie wiadomo co się miało jeszcze wydarzyć, koniec z wymówkami. Znowu przejmuję kontrolę. Pora zmierzyć się z tym murem.


PS. Nie marnujcie czasu na ludzi i sytuacje które sprawiają że czujecie się źle!!
Trzymajcie się uporczywie tego co WAM sprawia radość. Nie rezygnujcie z rzeczy które lubicie, bo czas nie stanie w miejscu, a nigdy nie wiecie kiedy jecie ostatnie śniadanie.

PS. 2. Nie bójcie się pokonywać swojego muru. Przy pierwszej konfrontacji, może się wydawać gigantyczny, ale w końcu nie taki mur straszny jak go (po)malują :) 

Jak nie głową to skokiem, jak nie skokiem to idźcie po drabinę!

PS. 3. Trzymajcie za mnie kciuki.




P"Lost touch with my soul
I had nowhere to turn
I had nowhere to go
Lost sight of my dream
Thought it would be the end of me, uh
I thought i'd never make it through
I had no hope to hold on to, I
I thought I would break

CHORUS:
I didn't know my own strength
and I crashed down and I tumbled
but I did not crumble
I got through all the pain
I didn't know my own strength
Survived my darkest hour
My faith kept me alive
I picked myself back up
hold my head up high
I was not built to break
I didn't know my strength, oh

VERSE 2:
Found hope in my heart
I found the light to life
My way out of the dark
Found all that I need
Here Inside of me
Oh, I thought i'd never find my way
I thought i'd never lift that weight
I thought I would break."


Słowa: http://www.tekstowo.pl/piosenka,whitney_houston,i_didn_t_know_my_own_strength.html
(Tu znajdziecie równie przetłumaczoną wersję tej piosenki!)